Czytałam ostatnio książkę Roberta Kiyosaki „Bogaty
ojciec, biedny ojciec”. Nie chcę tu reklamować jego książki, ale spodobała mi
się historia którą tam opisuje. Ja w wieku 9lat miałam różne pomysły w głowie,
a jakie pomysły miał w głowie Robert możecie przeczytać poniżej.
– Tato, czy możesz
mi powiedzieć, jak stać się bogatym?
Ojciec odłożył wieczorną gazetę.
– Dlaczego chcesz być bogaty, synu?
– Dlatego, że dzisiaj mama Kuby
zajechała nowym samochodem marki cadillac. Na weekend Kuba wyjeżdża do swojego
domku nad oceanem. Zabiera ze sobą swoich trzech przyjaciół. Michał i ja nie
zostaliśmy jednak zaproszeni, ponieważ jesteśmy "biednymi dziećmi".
– Tak powiedział? – spytał z
niedowierzaniem mój ojciec.
– Tak, tak powiedział –
odpowiedziałem urażony.
Ojciec pokiwał głową w ciszy,
przesunął mostek okularów w górę nosa i powrócił do czytania gazety. Stałem
czekając na odpowiedź.
Był rok 1956. Miałem dziewięć
lat. Przez jakieś zrządzenie losu poszedłem do tej samej publicznej szkoły, do
której posyłali swoje dzieci bogaci ludzie. Miasto – w którym mieszkaliśmy –
było głównie związane z plantacją trzciny cukrowej. Zarządzający plantacją i
inni wpływowi ludzie – tacy jak: lekarze, biznesmeni i bankierzy – posyłali
swoje dzieci do tej szkoły, do klas od pierwszej do szóstej. Po szóstej klasie
ich dzieci były zazwyczaj wysyłane do prywatnych szkół. Ponieważ moja rodzina
mieszkała po tej samej stronie ulicy, ja również poszedłem do tej szkoły.
Gdybym mieszkał po przeciwnej stronie, byłbym posłany do innej, w której
znajdowały się dzieci podobne do mnie. Po szóstej klasie musiałbym iść do
szkoły przejściowej lub średniej, ponieważ nie istniała szkoła prywatna dla
"biednych dzieci".
W końcu ojciec odłożył gazetę.
Zaczął z wolna, jakby coś przemyślał.
– No tak, synu. Jeżeli chcesz być
bogaty, musisz nauczyć się robić pieniądze.
– Jak to zrobić, żeby robić pieniądze?
– Hm, używaj swojej głowy, synu –
powiedział uśmiechając się – co tak naprawdę oznaczało: "To wszystko, co
zamierzam ci powiedzieć" lub: "Nie znam odpowiedzi, więc nie
wprowadzaj mnie w zakłopotanie.
Następnego dnia powiedziałem
mojemu najlepszemu przyjacielowi Michałowi, co powiedział mój ojciec. Michał i
ja, byliśmy jedynymi biednymi dziećmi w tej szkole. Michał, podobnie jak i ja,
znalazł się w niej przez zrządzenie losu. Ktoś nakreślił nierówność na linii
rejonizacji szkół i znaleźliśmy się w szkole dla bogatych dzieci. Tak naprawdę
nie byliśmy biedni, ale tak się czuliśmy, ponieważ wszyscy inni chłopcy mieli
nowe rękawice do baseballu, nowe rowery, wszystko nowe. Mama i tata zaspokajali
nasze podstawowe potrzeby: jedzenie, schronienie, ubiór. Nie o to jednak
chodziło. Mój ojciec zwykł mawiać "Jeśli chcesz czegoś, zapracuj na
to". Chcieliśmy mieć różne rzeczy, ale niewiele było pracy dostępnej dla
dziewięcioletnich chłopców.
– Więc co robimy, aby zrobić pieniądze?
– spytał Michał.
– Nie wiem – powiedziałem. – Czy
chcesz jednak być moim partnerem?
Tego sobotniego poranka
rozmawialiśmy dalej w tym samym stylu. Michał stał się moim pierwszym partnerem
w biznesie. Cały poranek omawialiśmy różne pomysły związane z robieniem pieniędzy.
Sporadycznie rozmawialiśmy o tych "wybrańcach", którzy dobrze się
bawili w domku Kuby nad oceanem. To trochę raniło, ale ból ten był dobry, gdyż
inspirował nas do kontynuowania przemyśleń o sposobach robienia pieniędzy.
Na koniec, tamtego popołudnia, olśniło nas. Był to pomysł, który Michał
zaczerpnął z czytanych przez siebie książek popularno–naukowych.
Podekscytowani, uścisnęliśmy sobie dłonie, a partnerstwo stało się teraz
biznesem.
Przez następnych kilka tygodni,
Michał i ja, obchodziliśmy nasze osiedle, pukając do drzwi i pytając naszych
sąsiadów, czy zechcieliby zachować dla nas swoje tuby po paście do zębów. Mieli
zdziwione miny, większość dorosłych jednak zgadzała się z uśmiechem. Niektórzy
pytali nas, co robimy z tubami. Odpowiadaliśmy: – Nie możemy powiedzieć. To
tajemnica biznesu. Moja mama przez pierwsze tygodnie obserwowała nas spokojnie.
Na magazyn wybraliśmy sobie miejsce obok jej pralki, gdyż mogło ono pomieścić
zapasy naszego surowca. Nasza mała kupka zużytych tubek po paście zaczęła
rosnąć w brązowym tekturowym pudełku, które kiedyś służyło do przechowywania
butelek z keczupem. W końcu jednak nie wytrzymała tego. Widok rosnącej sterty
poskręcanych tub po paście jej sąsiadów
zdenerwował ją.
– Co wy chłopcy robicie? – spytała.
– Nie chcę usłyszeć, że to tajemnica biznesu. Zróbcie coś z tym bałaganem, albo
wyrzucę to wszystko.
Michał i ja prosiliśmy mamę o
wyrozumiałość obiecując, że wkrótce będziemy mieli tego wystarczającą ilość i
zaczniemy produkcję. Poinformowaliśmy ją, że czekamy na kilku sąsiadów, którzy
obiecali nam swoje tuby. Mama zgodziła się poczekać tylko jeden dodatkowy
tydzień.
Data rozpoczęcia produkcji
została przesunięta na wcześniejszy termin. Wywarto na nas presję. Mój pierwszy
związek partnerski był zagrożony przez moją własną mamę, zawiadomieniem o
eksmisji z naszej przestrzeni magazynowej. Zadaniem Michała było powiedzieć
sąsiadom, aby szybko zużyli swoją pastę do zębów, gdyż ich dentysta chce, aby
częściej czyścili zęby. Ja zacząłem budować linię produkcyjną. Produkcja
rozpoczęła się po tygodniu, tak jak było to zaplanowane.
Gdy mój ojciec przyjechał ze
swoim znajomym, zobaczył na wjeździe do garażu dwóch dziewięcioletnich chłopców
obsługujących linię produkcyjną idącą pełną parą. Wszędzie dokoła znajdował się
drobny biały proszek. Na długim stoliku stały małe kartony po mleku, a nasz
rodzinny grill hibachi jarzył się czerwonymi gorącymi węglami, maksymalnie
rozgrzany.
Ojciec zaparkował samochód na
początku wjazdu, gdyż linia produkcyjna zablokowała go i ostrożnie podszedł
wraz ze swoim znajomym. Zbliżając się, zobaczyli stalowy garnek umieszczony na
węglach, zawierający topiące się tubki po paście do zębów.
W tamtych latach pasta do zębów
nie znajdowała się w plastikowych tubach. Tuby były zrobione z ołowiu.
Gdy więc farba została opalona,
tuby były wrzucane do małego stalowego garnka, topiąc się, aż stały się płynnym
ołowiem. Przy użyciu rękawic mojej mamy do gorących garnków laliśmy ołów przez
małą dziurkę znajdującą się na górze każdego kartonu. Kartony po mleku były
formami zrobionymi z gipsu. Pokrywający wszystko biały proszek był gipsem,
który rozprzestrzenił się zanim zmieszaliśmy go z wodą. W pośpiechu kopnąłem i
wywróciłem worek, więc cała powierzchnia wyglądała tak, jakby została nawiedzona
przez burzę śnieżną.
Mój ojciec i jego znajomy
patrzyli, jak ostrożnie wlewaliśmy stopiony ołów poprzez mały otwór na górze gipsowego
sześcianu.
– Ostrożnie – powiedział mój
ojciec Kiwnąłem głową nie patrząc na bok.
Na koniec, gdy wlewanie zostało zakończone,
odłożyłem stalowy garnek i uśmiechnąłem się do mojego ojca.
– Co wy chłopcy robicie? – spytał
z lekkim uśmiechem.
– Robimy to, co powiedziałeś, że
mam robić, aby być bogatym – powiedziałem.
– Aha – dodał Michał, śmiejąc się
i potakując głową. – Jesteśmy partnerami.
– A co znajduje się w tych
gipsowych formach? – spytał ojciec.
– Popatrz – powiedziałem. – To
powinien być dobry wsad. Używając małego młotka uderzyłem zabezpieczenie
łączące obie połowy sześcianu. Ostrożnie podniosłem górną połowę gipsowej formy
i wyleciał ołowiany pieniążek.
– O mój Boże – powiedział ojciec.
– Odlewacie z ołowiu pięciocentówki?
– Zgadza się – powiedział Michał.
- Robimy tak, jak pan powiedział, żeby robić. Robimy pieniądze.
Znajomy mojego ojca odwrócił się
i wybuchnął śmiechem. Ojciec również uśmiechał się i kiwał głową. Miał przed
sobą dwóch małych chłopców pokrytych białym kurzem i śmiejących się od ucha do
ucha, rozpalony ogień i kartony tubek po paście.
Poprosił nas o zakończenie
wszystkiego i zajęcie miejsca na frontowych schodach naszego domu. Z uśmiechem,
delikatnie wyjaśnił nam, co oznacza słowo "podrabianie".
Nasze marzenia były zdruzgotane.
– Ma pan na myśli to, że jest to nielegalne? – spytał Michał z drżeniem w
głosie.
– Daj im wolną rękę – powiedział
znajomy ojca. – Być może rozbudują swój wrodzony talent.
Ojciec gwałtownie spojrzał na
niego.
– Tak, to jest nielegalne –
spokojnie powiedział ojciec. – Wy chłopcy wykazaliście jednak dużą pomysłowość
i oryginalność. Kontynuujcie. Jestem naprawdę dumny z was.
Zawiedzeni siedzieliśmy około
dwudziestu minut w ciszy, zanim zaczęliśmy sprzątać nasz bałagan. Biznes
skończył się w dniu jego otwarcia. Zamiatając proszek spojrzałem na Michała i
powiedziałem: Myślę, że Kuba i jego przyjaciele mają rację. Jesteśmy biedni.
PS. TO NIE JEST INSTRUKCJA! PODRABIANIE JEST NIELEGALNE.
PS. TO NIE JEST INSTRUKCJA! PODRABIANIE JEST NIELEGALNE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz