Życie za miastem ma swoje plusy i minusy. Z zalet to cisza,
spokój, żaden sąsiad nie zagląda mi w okna, rano słyszę ćwierkanie ptaszków, za
płotem chodzą sarny, zające, wymieniać można by tak cały dzień. Z minusów to
wszędobylskie pająki, mrówki i największy szkodnik KRET!!!
Z kretem walczyłam na wszystkie możliwe sposoby. W pierwszej
kolejności uwierzyłam w moc śmierdzących płynów. W efekcie nikt z nas nie
wchodził do ogrodu, bo nie dało się w nim oddychać. Co ciekawe krecik się nawet
tym nie przejął. Koszt jednej butelki to 10zł, przy naszej ilości kopców jedna
butelka schodziła za jednym razem. Myślę, że na tej metodzie straciłam około
100zł.
1: 0 dla kreta.
Następnie skorzystałam z najpopularniejszych brzęczków,
czyli puszka po piwie na pręcie ulokowanym w kopcu. Tu warto zauważyć, że ogród
tracił na atrakcyjności. A efekt był mizerny.
2: 0 dla kreta.
Usłyszałam, że skuteczne jest zalewanie kopców wodą.
Sprawdziłam, nie zgadzam się z tą teorią.
3: 0 dla kreta.
Następnie zainwestowałam w pułapki na kreta. Koszt jednej 20
zł. Nie złapałam żadnego.
4: 0 dla kreta
Po kopcach zostają szpecące trawnik miejsca. Przez długi
czas chodziłam rano przed wyjściem do pracy zbierać piach by nie przygniatał trawy. Dodatkowo kret nie lubi słońca, więc zostawiałam dziury otwarte. Efekt
jak zawsze nie skuteczny.
5: 0 dla kreta
Tego roku po zimie podjęłam decyzję o położeniu siatki na
kreta. Mam nadzieję, że to pomoże. Jeśli nie to zostanie mi już tylko zalanie
ogrodu betonem i położenie sztucznej trawy :)
Z ciekawostek:
Ostatnio jakiś sierściuch (do tej pory stawiałam na kota, ale okazało się, że to lis) zabrał mi z
tarasu jednego laczka ogrodowego. Przeszukałam swój ogród, obejrzałam ogrody
sąsiadów i obeszłam pole za płotem. Niestety nigdzie go niema. To mnie nauczyło by
nic nie zostawiać na dworze nawet na chwile. Mam jeszcze nadzieję,
że go znajdę więc przechodząc koło okien wyglądam za nim :)
Dodatkowo, jako ostatni dom przed polem nasz dach stał się
miejscem postoju dla ptaków. U nas ptaki dosłownie, a nie w przenośni
zawracają. Zdarza się, że wpadają do kominów. Niedawno jeden wróbel próbował
wydostać się przez kratkę rewizyjną przy kominku w salonie. Inny wpadł do
nieużywanego komina gazowego. Nie ma w nim kratki rewizyjnej, więc nie mogliśmy
pomóc mu wyjść, męczył się tam biedak. Trzepotał, co chwilę skrzydłami, po
dwóch dniach nastał spokój. Nie śmierdzi rozkładającą się padliną, więc mam nadzieję,
że wyleciał. A my zaślepiliśmy ten komin na dachu i już nic tam nie wpadnie.
Mrówki robią sobie mrowiska gdzie popadnie, walczę z nimi za
pomocą środka na mrówki. Środek ten jest bardzo skuteczny i prawie
natychmiastowy. Fajnie się patrzy jak zmykają w popłochu :) jest tylko małe, ale.
W praktyce wygląda to tak, że przesiedlam je z jednego miejsca w drugie. Bawimy
się w kotka i myszkę. Najśmieszniej było jak zrobiły sobie mrowisko w przejściu
pod furtką. Żeby wyjść na drogę musiałam skakać. W wąskiej ołówkowej spódnicy i
na szpilkach wymagało to nie lada wygibasów.
Od paru tygodni mam prywatną ochronę mienia, takie moje „security
spider”. Pracuje 24h/dobę, jest bardzo skuteczny, sama nie raz się go wystraszyłam.
Siostrzeniec pyta się mnie, dlaczego go nie sprzątnę. Zawsze odpowiadam, że
szukam chętnego, kto to zrobi, ja jedynie Bogu dziękuję, że jest po drugiej
stronie okna.
W zimę mamy problem z czymś, co nazywamy „muchorobaki”.
Ukrywają się w drewnie do kominka. Na nasze szczęście są powolne i można je
łatwo zlikwidować. Latamy tylko, co chwila ze szmatką żeby zatuszować dowody
zbrodni.
A na koniec zdjęcie motyla, w niedziele siedział na jednej ze ścian w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz